Na grafice z lewej strony flaga Unii Europejskiej - 12 białych gwiazdek na granatowym tle, z prawej strony granatowy napis: Finansowane przez Unię Europejską

Relacja Pavlíny Okleštekovej z pobytu w Hochschule für Musik und Darstellende Kunst Stuttgart Figuren Theater w okresie od października 2023 do kwietnia 2024 w ramach programu Erasmus Plus – Mobilność edukacyjna KA-131

Ten długoterminowy pobyt w Stuttgarcie był już moim drugim wyjazdem w ramach programu Erasmus+. Na początek chciałabym się krótko przedstawić, abyś lepiej zrozumiał kontekst mojej relacji i samego wyjazdu – zarówno jeśli zastanawiasz się nad udziałem w programie, jak i jeśli po prostu czytasz z ciekawości.

Więc, hejka, nazywam się Pavlína Oklešteková i pochodzę ze Słowacji, z Bratysławy.

Swoją pierwszą zagraniczną wymianę zaliczyłam już jako osiemnastolatka, spędzając rok w Azerbejdżanie w ramach wymiany kulturowej organizowanej przez YFU (Youth For Understanding). Uczyłam się tam w lokalnym liceum, całkowicie w języku rosyjskim. Mieszkałam u miejscowej rodziny, co pozwoliło mi jeszcze lepiej zanurzyć się w kulturze tak odmiennej od tej, którą znałam. To doświadczenie miało ogromny wpływ na moje życie – uświadomiło mi, że potrzebuję wyzwań i nie potrafię już zadowolić się statycznym życiem w jednym miejscu. Bycie w obcym środowisku nauczyło mnie, jak wiele można zyskać, gdy wychodzimy poza swoją strefę komfortu, co otworzyło przede mną zupełnie nowe możliwości rozwoju. Od tamtej pory zapragnęłam szukać więcej takich doświadczeń.

Po powrocie na Słowację i zdaniu matury zdecydowałam się kontynuować naukę na uniwersytecie za granicą. Aplikowałam na DAMU w Pradze, a dla pewności, że będę mogła studiować reżyserię lalek, jeśli nie dostanę się za granicę, złożyłam również papiery na Akademię Sztuk Scenicznych w Bratysławie. Przyjęto mnie tylko na Słowacji, więc moje marzenie o studiach za granicą na razie się nie spełniło. Mimo to się nie poddałam i postanowiłam spróbować swoich sił w programie Erasmus+.

W 2020 roku, na drugim roku studiów, miesiąc przed wybuchem pandemii, wyjechałam na letni semestr do Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, Filii w Białymstoku. Niestety, świat został nagle zatrzymany przez pandemię, a nasze życie przewróciło się do góry nogami. W ciągu kilku dni przeszliśmy na nauczanie zdalne, a nasza rzeczywistość zamieniła się w surrealistyczny, cyfrowy świat. Po miesiącu spędzonym sama w akademiku w Białymstoku, bez perspektyw na normalne zajęcia, wróciłam na Słowację, gdzie mogłam zakończyć wymianę w trybie online – za pośrednictwem kamery i nagrywając teatr w domowych warunkach. Mimo tych katastrofalnych okoliczności poczułam, że Akademia to moja bezpieczna przystań i chciałam zostać. Nauczyłam się polskiego w wakacje – nie pytajcie, jak mi się to udało, ale naprawdę się starałam, więc jakimś cudem dałam radę. We wrześniu 2020 roku zostałam przyjęta na pierwszy rok studiów! Jupi! Obecnie, pisząc to we wrześniu 2024 roku, zaczynam piąty rok studiów, więc od mojego rozpoczęcia studiów minęło już sporo czasu. Ale było warto! I to dzięki Erasmusowi i oczywiście Akademii!

Dobra, wróćmy do tematu – Stuttgart! Wybrałam Niemcy z powodów osobistych. Moja rodzina przeprowadziła się do Monachium w 2022 roku, a ja, widząc, jak dobrze się tam czuję, postanowiłam, że chciałabym tam zostać, żyć i rozwijać się zawodowo. Dlatego zdecydowałam się na Erasmusa, wybierając Stuttgart na semestr zimowy na czwartym roku, aby móc łączyć naukę z bliskością rodziny i rozwijać się w nowym środowisku. Jako osoba zbliżająca się do końca studiów, zależało mi również na rozejrzeniu się po niemieckim rynku zawodowym, zdobyciu cennych kontaktów i zobaczeniu, jaki rodzaj teatru jest tam realizowany. Erasmus idealnie pasował do tych potrzeb.

Okres przed moim wyjazdem nie był łatwy. Erasmus to dla odważnych, którzy nie boją się ryzyka ani biurokracji. Ale naprawdę warto! Nie będę wchodzić w szczegóły trudności papierkowych, jednak muszę zaznaczyć, że przygotowania były wymagające i aż do samego wyjazdu nie byłam pewna, czy wszystko się uda. Już na tym etapie ujawniły się różnice między ATB a HMDK, które wymagały dostosowania programu do naszych potrzeb. Komunikacja z niemiecką stroną była trudna, ponieważ ich struktura organizacji różni się od naszej. Ostatecznie udało się wybrać odpowiedni program, choć wiązało się to z kompromisami. Niestety, niemieckie szkoły lalkarskie oferują tylko studia licencjackie, bez magisterskich, a ja w tym czasie byłam już na czwartym roku studiów magisterskich, więc niektóre przedmioty musiałam zaliczyć zdalnie i uczestniczyć w zajęciach w naszej Akademii podczas Erasmusa. Podjęłam tę decyzję, zamiast odkładać przedmioty na później, aby mieć wszystko za sobą i nie przenosić na piąty rok.

Latem, jeszcze przed wyjazdem, otrzymaliśmy od biura Erasmus w HMDK informacje o płatnościach związanych z rozpoczęciem studiów (około 70 euro za możliwość studiowania w zimowym semestrze oraz około 20 euro za zrobienie szkolnej karty), a także o możliwości aplikowania na akademik oraz o intensywnym miesięcznym kursie językowym online. Kurs kończył się testem i certyfikatem, co stanowiło świetne wsparcie na początek. Do rozpoczęcia kursu uczyłam się samodzielnie ze wsparciem niemieckiej nauczycielki online, aby osiągnąć wymagany poziom językowy dla studentów Erasmus w HMDK, którym był B1 z niemieckiego. Dzięki temu kursowi poznałam również innych studentów z Erasmusa oraz zagranicznych studentów, którzy studiują w Stuttgarcie, ale pochodzą z różnych krajów, tak jak ja. To sprawiło, że nie czułam się tak zagubiona, jakbym mogła, gdybym nie skorzystała z tej opcji.

Zamieszkałam w akademiku typu WG (Wohngemeinschaft), który jest typowym rodzajem mieszkania studentów w Niemczech, dzielimy mieszkanie, gdzie każdy ma swój własny pokój, a wspólnie korzystamy z innych części mieszkania. W naszym przypadku, jako że był to akademik, był on organizowany przez Studierendenwerk Stuttgart. Oni mają więcej budynków po całym Stuttgarcie i podpisane umowy z uniwersytetami, co umożliwia studentom znalezienie akademika bez konieczności samodzielnego szukania mieszkania. Dowiedziałam się, że będę dzieliła mieszkanie ze studentkami z HMDK ze Słowacji i Czech – ale przypadek!

Warto dodać, że HMDK (Hochschule für Musik und Darstellende Kunst) nie jest głównie szkołą teatralną, lecz szkołą muzyczną, która ma katedrę performatywną. W ramach tej katedry znajdują się kierunki takie jak śpiew, śpiew operowy, aktorstwo, Sprechkunst i lalkarstwo. Uczelnia jest podzielona na trzy budynki znajdujące się na tej samej ulicy.

Nowszy, główny budynek, architektoniczna perełka z pięknym tarasem na dachu, jest głównie przeznaczony dla muzyków i zawiera również salę koncertową, bibliotekę, menzę, dział administracji oraz wiele innych przestrzeni, które wspierają rozwój studentów. Stary budynek, w którym na drugim piętrze mieści się kierunek lalkarski, zawiera również przedszkole oraz biura. Trzeci budynek mieści biuro Erasmus oraz przestrzeń dla kierunków performatywnych. Znajdują się tam również puste przestrzenie, które mają zostać przekształcone w pracownie dla lalkarzy. W czasie, gdy byłam tam, odbywały się w nich zajęcia z budowy pyskówek. Oprócz tego, szkoła ma również swój teatr, Wilhelma Theater, który znajduje się w innej części miasta, przy ZOO. W tym teatrze odbywają się pokazy produkcji szkolnych kierunków performatywnych, a także zaproszone przedstawienia niezwiązane z uczelnią. Teatr posiada swoich pracowników i funkcjonuje jak pełnoprawny teatr, oferując różnorodne wydarzenia kulturalne.

Początkowo byłam zaskoczona, gdy przyjechałam do Stuttgartu z naszego małego lalkarskiego świata w Filii w Białymstoku, znajdującej się w odległym zakątku Podlasia. O istnieniu warszawskiej głównej siedziby dowiadywałam się głównie z Outlooka, od rzadkich wizyt byłego pana rektora Malajkata oraz z plotek z korytarzy. Do budynku na Miodowej nigdy nie miałam okazji wstąpić. A tutaj, w dużym międzynarodowym industrialnym mieście (jednym z najdroższych w Niemczech), uczelnia, która mieści tyle kierunków i studentów z całego świata, i w dodatku nie jest szkołą teatralną. Szok!

               Pierwszego dnia otrzymałam plan programu rozpoczynającego nowy semestr. Najpierw, razem z wszystkimi nowymi studentami, nie tylko Erasmusami, uczestniczyłam w powitaniu oraz spotkaniu z władzami szkoły. Otrzymaliśmy w pigułce wszystkie ważne informacje dotyczące studiowania na HMDK. Spotkanie miało miejsce w głównym budynku uczelni. Ważne wspomnieć, że całe spotkanie odbyło się w języku niemieckim, z wyjątkiem kilku momentów po angielsku. Na koniec studenci z AStA, czyli Ogólnego Studenckiego Komitetu, który reprezentuje interesy studentów i organizuje różne wydarzenia, wytłumaczyli nam, czym się zajmują, a następnie oprowadzili nas po głównym budynku w grupach. Czułam się jednak zagubiona, ponieważ większość informacji dotyczyła muzyków (na przykład, jak rezerwować salę do ćwiczeń na instrumencie), a studenci z AStA byli w większości muzykami. Podczas oprowadzania nie dowiedziałam się nic o moim kierunku ani o starym budynku. Mimo to cieszę się, że poznałam główny budynek i menzę oraz dowiedziałam się, jak doładować szkolną kartę, by móc korzystać z biblioteki, menzy i pralek w naszym akademiku.

Dzięki AStA miałam także możliwość uczestniczenia w różnych wydarzeniach, takich jak wspólne śniadanie dla nowych studentów, impreza na dachu oraz noc planszówek z pizzą za darmo. Życie studenckie w HMDK jest bardzo barwne; studenci mają okazję uczestniczyć w mnóstwie wydarzeń, koncertach i spektaklach w Wilhelma Theater. Co tydzień odbywają się dyskusje z różnymi osobami z kultury na różne tematy, a w Wilhelma Theater organizowane są comiesięczne spotkania kierunków performatywnych, podczas których prezentowany jest inny kierunek oraz krótki program. Zwykle towarzyszy temu jakieś przedstawienie, które studenci wspólnie oglądają. Niestety, nie udało mi się wziąć udziału w takim spotkaniu networkingowym, ale byłam na speed datingu z innymi nowymi studentami kierunków performatywnych, które zostało zorganizowane przez profesorów.

Wracając do pierwszego dnia, po oprowadzeniu następowało pierwsze spotkanie Erasmusów z całego HMDK, organizowane przez pracowników Erasmus, których do tego momentu poznałam tylko dzięki komunikacji mailowej. Była to dwójka bardzo sympatycznych młodych ludzi, Dominik i Mira, która była jeszcze studentką jazzowego śpiewu. Byli bardzo pomocni i kontaktowi. Mieliśmy przynieść danie z naszego kraju, więc przygotowałam owocowe ciasto – bublanina. Najpierw dostaliśmy krótką prezentację wprowadzającą, po czym odbyła się krótka gra, aby poznać się nawzajem. Na koniec zorganizowano bufet z jedzeniem, które przyniosłyśmy. Każdy opowiedział krótko o swoim daniu. Parę dni po tym spotkaniu zostaliśmy oprowadzeni (Erasmusowie) po centrum miasta Stuttgart z przewodnikiem, co zakończyło się próbą miejscowego dania Maultasche – to rodzaj dużego pieroga, przypominającego nieco naleśnik, wypełnionego mięsem, warzywami i przyprawami, często podawanego w bulionie. Ja również raz zorganizowałam spotkanie Erasmusów u nas w mieszkaniu i parę razy spotkaliśmy się na wspólnych szkolnych akcjach. Oprócz tego, niestety, tylko nielicznie spotykaliśmy się jako grupa, a jeden semestr, razem z świętami Bożego Narodzenia, okazał się za krótki i wszyscy wróciliśmy do naszych krajów.

               W końcu w połowie dnia nastąpiło spotkanie Figuren Theater rozpoczynające semestr. To był pierwszy raz, kiedy miałam okazję zobaczyć to do tej pory tajemnicze miejsce, w którym spędzę kolejny semestr. W momencie tego spotkania byłam już bardzo zmęczona, również przez ilość niemieckiego, na którym musiałam się koncentrować. Z tego spotkania nie pamiętam zbyt wiele, tylko że wszyscy, zarówno studenci, jak i profesorowie, siedzieliśmy w kręgu i otrzymaliśmy ważne informacje dotyczące następnego semestru. Trochę się poznaliśmy, a takie spotkania były organizowane co jakiś czas, aby rozwiązywać bieżące sprawy całego kierunku.

Okazało się, że to bardzo mały kierunek. Na miejscu znajdują się trzy roczniki, a czwarty zajmuje się przygotowaniem licencjackiego występu i nie ma już zajęć z profesorami. W każdym roku jest tylko kilka osób. Pierwszy rok był dużo liczniejszy, a w nim same dziewczyny. Cały kierunek mieści się na jednym korytarzu. Jest jedna sala teatralna, cała czarna, dwa pokoje nauczycielskie – biura, magazyn z ubraniami, trzy sale do ćwiczeń (dwie z lustrami i jedna mniejsza bez). Oprócz tego jest wspólna przestrzeń z kuchnią, siedzeniami i komputerem, a także toalety i szafki na korytarzu. Dodatkowo znajdują się dwie przestrzenie do tworzenia lalek. Pierwsza to pracownia z różnymi urządzeniami do ich tworzenia, a druga to atelier, w którym każdy student ma swoją przestrzeń na stole (biurku) do pracy nad swoimi lalkami. Na końcu atelier znajduje się magazyn materiałów i przedmiotów. Na końcu atelieru znajduje się magazyn materiałów i przedmiotów. To wszystko tworzy zamkniętą przestrzeń, oddzielony świat od głównego budynku, który znajduje się blisko, ale tak naprawdę jest bardzo oddzielony od świata Figuren Theater.

Jeszcze zanim opowiem o samym studiowaniu, chciałabym opisać kierunek. Jak już wspomniałam, to bardzo mała społeczność, tak naprawdę około 15 studentów na miejscu, razem z Erasmusami. Na kierunku pracuje troje głównych profesorów, tworzących Leitungsteam (zespół kierowniczy) – Florian Feisel, Julika Mayer i Stephanie Rinke (prowadząca cały kierunek). Oprócz nich są również inni profesorowie, którzy uczą poszczególne przedmioty.

To, co najbardziej wyróżnia ten kierunek od naszego, to nacisk na indywidualność studentów, a jednocześnie na współpracę i samodzielność w grupie. To świetne przygotowanie do życia po studiach, ponieważ w zachodnich Niemczech nie ma instytucjonalnych teatrów z etatowymi aktorami. Artyści lalkarze tworzą własne niezależne grupy i muszą być samodzielnymi producentami, technikami, reżyserami oraz performerami. W programie, oprócz jednego nauczyciela odpowiedzialnego za atelier, studenci sami wykonują wszystkie zadania związane z organizacją i technicznym zabezpieczeniem funkcjonowania kierunku. Co roku kilka osób obejmuje płatne stanowiska (Tutor), zajmując się organizacją i zarządzaniem przestrzenią, w tym rezerwacjami sal, magazynem kostiumów oraz technicznym zabezpieczeniem teatru. Istnieją regularne spotkania, takie jak „Pizza Monday”, gdzie omawiane są ważne kwestie oraz oficjalne spotkania społeczności studenckiej, które organizują studenci. Na koniec semestru wspólnie sprzątają całą przestrzeń kierunku, a co tydzień wyznaczone są osoby odpowiedzialne za porządek w atelier i kuchni. Czułam się tu bardzo przyjęta, tworząc jedną społeczność, która spotyka się także w czasie wolnym. Warto również dodać, że studenci drugiego roku są odpowiedzialni za organizację „die-wo-spielen Festival” we współpracy z Stephanie Rinke. Dzięki temu studenci, oprócz studiowania, tworzą społeczność i odgrywają istotną rolę w organizacji życia całego kierunku.

Samo studium jest podzielone na dwie części. Poranne zajęcia, które trwają cały semestr, prowadzone są przez profesorów uczelni i kończą się prezentacją efektów w czasie Vorspieltag. Wśród tych zajęć znajdują się: Animacja, zajęcia ruchowe (Bewegung), technika mowy (Sprechen), aktorstwo (Schauspiel für Figurentheater) oraz zajęcia teoretyczne (Theorie). Blok porannych zajęć składa się z dwóch lub trzech zajęć odbywających się po sobie, na przykład Joga, Teoria i Animacja.

Często niektóre zajęcia prowadzone są co drugi tydzień – na przykład z Teorii, która odbywała się w środę. W jeden tydzień z Ricardą Geibem i całym trzecim rokiem udawaliśmy się do galerii, aby oglądać wystawy, a w kolejnym tygodniu byliśmy w szkole z Stephanie Rinke, która tłumaczyła nam bardziej administracyjną część bycia lalkarzem, na przykład jak rozliczać podatki czy przeprowadzać pierwszą rozmowę z dyrektorem oraz inną tego rodzaju praktyczną wiedzę.

Po godzinnej przerwie na obiad rozpoczyna się czterogodzinny popołudniowy blok zajęć, który znacznie różni się od porannego. Zajęcia te są rozdzielane na tygodnie i prowadzone przez różnych zewnętrznych twórców, co nadaje im charakter warsztatowy. Większość pracy wykonywana jest podczas zajęć, a efekty są prezentowane w ostatni piątek zajęć. Przykładowo, miałam blok zajęć z techniki string puppets z Frankiem Soehnle, który trwał półtora tygodnia. Choć taka organizacja studiów pozwala studentom na spotkanie wielu twórców, pojawia się pytanie, czy wystarczy pracować tylko przez kilka tygodni z jedną techniką lalek. Z drugiej strony poranne zajęcia zapewniają kontynuację nauki i rozwój technik.

Kolejną rzeczą, którą doceniłam, jest to, jak niektóre bloki zajęć nawiązywały do siebie. Najpierw przez trzy tygodnie szyliśmy swoją pyskówkę z Mechtild Nienaber, a następnie przez dwa tygodnie pracowaliśmy z lalkami, które stworzyliśmy, nad techniką ich prowadzenia i budowaniem charakteru z Stephanie Rinke. To pozwalało nam nawiązać silną więź z lalkami, z którymi pracowaliśmy. Na studiach spędzaliśmy dużo czasu na poszukiwaniu materiału na scenie i eksperymentowaniu, co dawało nam możliwość bycia „tu i teraz”. Nie koncentrowaliśmy się tylko na efekcie etiudy, ale także na sposobie pracy z lalką. To dało mi wiarę w tę materię i poczucie, że nie zawsze muszę przychodzić na próbę z gotowym pomysłem na całą scenę – mogę również dać przestrzeń lalce lub materiałowi, aby wspólnie stworzyć coś unikalnego.

Ważną częścią mojego wyjazdu była asystentura, która dała mi możliwość udziału w przygotowaniu przedstawienia w Wilhelma Theater z trzecim rokiem. Taka produkcja ma miejsce na końcu trzeciego roku i jest odpowiednikiem naszego dyplomu aktorskiego, jednak jest znacznie bardziej osadzona w lalkach oraz współpracy z twórcami w tej dziedzinie. Nie jest w żaden sposób podobna do dramatycznego teatru. Brałam udział w produkcji „Enveloppes – Hüllen” z trójką twórców z Francji: Renaud Herbin, Arnaud Louski-Pane i Rafi Martin. (Link do artykułu o spektaklu: Enveloppes – Hüllen https://theaterkompass.de/beitraege/einfallsreiches-zusammenspiel-enveloppes-huellen-im-wilhelma-theater-stuttgart-59536 ). Praca trwała od początku lutego do początku kwietnia, co skłoniło mnie do przedłużenia pobytu w Stuttgarcie.

Proces twórczy był bardzo eksperymentalny – poszukiwaliśmy inspiracji poprzez różne zadania związane z tematyką „Hüllen”, zarówno intelektualnie, jak i za pomocą różnych materiałów. Ostatecznie wybraliśmy trzy kategorie: gałązki wierzby do wyplatania koszy, dętki w różnych rozmiarach (od dętek rowerowych do dętek traktorowych) oraz wełnę przetworzoną na kawałki surowej tkaniny. W pierwszej części procesu tworzyliśmy język spektaklu i zastanawialiśmy się, co chcemy nim przekazać. Ta część pracy odbywała się w teatralnej sali w szkole, gdzie współpracowaliśmy z twórcami, najpierw razem przez pierwszy tydzień, a później oddzielnie z każdym z nich.

Dopiero w ostatnich trzech tygodniach składaliśmy spektakl w teatrze. Do tego momentu brałam udział w eksperymentach i poszukiwaniach razem ze studentami na scenie. Na końcowym etapie byłam bardziej zaangażowana w organizację i współpracę z reżyserami. Pracowaliśmy także z studentką z kierunku perkusji i Sprechen. Ten spektakl poszerzył moje horyzonty, był jednak bardzo wymagający, a czasami praca przebiegała w chaotyczny sposób. Uważam, że sam proces był znacznie bardziej wartościowy niż efekt końcowy.

Uważam, że mój wyjazd do Stuttgartu dał mi możliwość zakochać się w teatrze formy w nowy sposób. Był to okres, kiedy poznawałam siebie jako twórczyni z innej strony. Miałam możliwość spojrzeć na siebie bardziej całościowo, nie tylko jako reżyserka, ale jako twórczyni. Brakowało mi jednak okazji do reżyserowania, co zmusiło mnie do poszukiwania się w innych rolach. Choć na początku studiów w Białymstoku również brałam udział w zajęciach z aktorami i byłam na scenie, w Stuttgarcie czułam się inaczej. Tym razem podeszłam do tego już z zasobem wiedzy z naszych studiów oraz z jakąś dojrzałością, co pozwalało mi wrócić do często prostych zadań z inną głębią i docenić to. Z tego powodu, że nie miałam możliwości reżyserować swojego projektu i bardziej brałam udział w różnorodnych zajęciach i blokach warsztatowych, doceniam, że kontynuowałam z moim rokiem w Białystoku online i nie wypadłam całkowicie z reżyserii. Taki był trochę zamysł tego wyjazdu – miałam wrażenie, że zajęć na czwartym roku reżyserii jest mniej, a ja jestem bardzo aktywną osobą, więc taki wyjazd dopełnił mój grafik. Chociaż muszę powiedzieć, że łączenie tych dwóch uczelni było bardzo wymagające i żałowałam, że nie mogłam w pełni skupić się na byciu w Stuttgarcie. Miałam inaczej skonstruowany plan niż reszta studentów na Erasmusie. Oni zostali przydzieleni na jakiś rok i wszystko robili razem z tym rokiem. W moim przypadku takie rozwiązanie nie było możliwe, zarówno z powodu uczestniczenia w zajęciach w Białymstoku, jak i dlatego, że wiele zajęć, które były w programie na pierwszym czy drugim roku, już miałam. Razem ze Stephaną Rinke i panią Pauliną wybraliśmy indywidualny program dostosowany do moich zainteresowań i doświadczeń. Choć na koniec, dzięki asystenturze, najwięcej zajęć i czasu naturalnie spędziłam z ostatnim trzecim rokiem. Świadomość tego, jak bardzo wzbogacił mnie ten wyjazd, dochodzi powoli. Największym walorem jest dystans oraz możliwość spojrzenia na naszą Akademię z innej perspektywy. W trakcie często czułam frustrację, że znowu muszę spędzać cały dzień w szkole na zajęciach, ponieważ ostatnie dwa lata naszej Akademii są bardziej swobodne w grafiku, a studenci tworzą już swoje projekty i powoli wchodzą w zawód. Z drugiej strony zamiłowanie do lalek i eksperymentowanie z formą to coś bardzo ważnego, co wyniosłam z tego doświadczenia. Również pewien luz i wiarę we współpracę z innymi twórcami oraz wzajemny szacunek wobec higieny pracy. To, co naprawdę doceniłam, zastosowałam w czasie prób nad swoją Małą Formą. Stuttgart polecam gorąco, ale jednocześnie nie czuję, że chciałabym zakończyć tam pełnoprawne studia. Właśnie takie doświadczenie semestru czy dwóch było w sam raz.

Ale Erasmus to nie tylko studia. To również wymiana kulturowa, możliwość poznania ludzi z innych krajów i doświadczenie samego siebie w innym środowisku. Jadąc do Niemiec, miałam różowe okulary, a te sześć miesięcy sprawiło, że doświadczyłam wiele dobrego, ale także zobaczyłam życie z bardziej praktycznej i realistycznej perspektywy. Zdobyłam wiele kontaktów i zbudowałam przyjaźnie, które mam nadzieję będą trwały nawet po zakończeniu mojego pobytu w Niemczech. Wierzę, że ten czas w Stuttgarcie to tylko początek mojej życiowej drogi w Niemczech.